Aż w końcu, po pięciu latach zmagań udało się!!! Mamy winnicę, która nieźle owocuje i rokuje na przyszłe lata :)
falbanki i dzbanki
środa, 14 października 2015
Nasza winnica.
Minęło sporo czasu od ostatniego wpisu, sporo też się zmieniło choćby na naszej winnicy, która przeczołgała nas solidnie w ciągu ostatnich kilku lat. Walczyliśmy najpierw z jałową glebą, potem deszczowym latem, wreszcie z przymrozkami na zmianę wiosennymi i wczesnojesiennymi.
Aż w końcu, po pięciu latach zmagań udało się!!! Mamy winnicę, która nieźle owocuje i rokuje na przyszłe lata :)
Aż w końcu, po pięciu latach zmagań udało się!!! Mamy winnicę, która nieźle owocuje i rokuje na przyszłe lata :)
piątek, 12 lipca 2013
Koniec zaniedbań, mam nadzieję :)
Zaniedbany blog cierpliwie czekał, choć na Waszą cierpliwość już tak bardzo nie liczę :) Pewnie ciężko będzie nadrobić stracone zaufanie stałych "blogoczytaczy".
Postaram się jednak coś w tym względzie zmienić ( z naciskiem na "postaram się" ).
Tak czy owak był to pracowity czas. Na wsi prac nie ubywa. Zima i bardzo mokra wiosna nieco zweryfikowała nasze oczekiwania co do winnicy , warzywniak zamienił się w staw, stara, kryta strzechą stodoła się nam zawaliła, miejski dom wymaga niewielkiego remontu a wiejski remontu kapitalnego :) Już nie wspomnę, że zaczął się sezon pakowania w słoiki wszystkiego co natura daje (ale o tym w innym poście) więc czasu na robótki ręczne jak na lekarstwo. Na szczęście nie jest tak źle , żeby nie mogło być gorzej ;) i kilka drobiazgów powstało mimo wszystko. Zobaczcie sami i oceńcie szczerze :)
Wszystkie podusie powstały wg indywidualnych potrzeb i upodobań małych, ale bardzo wybrednych odbiorców i zostały zaakceptowane co jest największą nagrodą za włożony w nie trud :)
Postaram się jednak coś w tym względzie zmienić ( z naciskiem na "postaram się" ).
Tak czy owak był to pracowity czas. Na wsi prac nie ubywa. Zima i bardzo mokra wiosna nieco zweryfikowała nasze oczekiwania co do winnicy , warzywniak zamienił się w staw, stara, kryta strzechą stodoła się nam zawaliła, miejski dom wymaga niewielkiego remontu a wiejski remontu kapitalnego :) Już nie wspomnę, że zaczął się sezon pakowania w słoiki wszystkiego co natura daje (ale o tym w innym poście) więc czasu na robótki ręczne jak na lekarstwo. Na szczęście nie jest tak źle , żeby nie mogło być gorzej ;) i kilka drobiazgów powstało mimo wszystko. Zobaczcie sami i oceńcie szczerze :)
Wszystkie podusie powstały wg indywidualnych potrzeb i upodobań małych, ale bardzo wybrednych odbiorców i zostały zaakceptowane co jest największą nagrodą za włożony w nie trud :)
sobota, 12 stycznia 2013
Maniek, pani Zającowa i poduszkowe szaleństwo
Długo nas nie było, ale to nie znaczy, że siedziałyśmy bezczynnie.
Wprawdzie sporo czasu spędziłam na wsi pomagając Winiarzowi ( to mój
mąż) w rozbieraniu starych szop – spuściźnie po poprzednich
właścicielach- ale i robótki nie leżały odłogiem.
Szopy już niemal całkiem rozebrane, ‘dobro wszelakie ‘w nich zawarte
częściowo unicestwione a częściowo zachowane dla potomnych, (ale temu
poświęcę osobny post ) więc spokojnie wracam do naszych robótkowych
poczynań.
Po pierwsze chcę powiedzieć, że naszym zamiarem było, żeby pierwsza
osoba komentująca nasz nowo powstały blog otrzymała upominek i tak
Jolanda z Mazurskiej Krainy otrzymuje zgodnie z własnym wyborem jeden z uszytych przeze mnie domków.
Druga informacja, to krótka zapowiedź pierwszej w krótkiej historii
naszego bloga rozdawajki, która znajdzie się już w następnym poście.
Wszystich chętnych serdecznie zapraszamy :)
A teraz już kilka naszych ostatnich tworków-wytworków.
Na początek Manfred, (dla przyjaciół Maniek), uszyty jako prezent
dla wspaniałej młodej kobiety , która rusza w szeroki świat i
potrzebuje przyjaciela na drogę :)
Teraz wytwory Myłkusa: Mimi- Pani Zającowa i jeszcze bezimienny Pan Wiewiór- może macie jakieś pomysły na imię dla tego kawalera?
są też ptaszki wiszące i doniczkowe oraz łoś
\
i na koniec zdrowotne podusie z wsypem z łuski gryczanej niepozbawione uroku :)
Wprawdzie sporo czasu spędziłam na wsi pomagając Winiarzowi ( to mój
mąż) w rozbieraniu starych szop – spuściźnie po poprzednich
właścicielach- ale i robótki nie leżały odłogiem.
Szopy już niemal całkiem rozebrane, ‘dobro wszelakie ‘w nich zawarte
częściowo unicestwione a częściowo zachowane dla potomnych, (ale temu
poświęcę osobny post ) więc spokojnie wracam do naszych robótkowych
poczynań.
Po pierwsze chcę powiedzieć, że naszym zamiarem było, żeby pierwsza
osoba komentująca nasz nowo powstały blog otrzymała upominek i tak
Jolanda z Mazurskiej Krainy otrzymuje zgodnie z własnym wyborem jeden z uszytych przeze mnie domków.
Druga informacja, to krótka zapowiedź pierwszej w krótkiej historii
naszego bloga rozdawajki, która znajdzie się już w następnym poście.
Wszystich chętnych serdecznie zapraszamy :)
A teraz już kilka naszych ostatnich tworków-wytworków.
Na początek Manfred, (dla przyjaciół Maniek), uszyty jako prezent
dla wspaniałej młodej kobiety , która rusza w szeroki świat i
potrzebuje przyjaciela na drogę :)
Teraz wytwory Myłkusa: Mimi- Pani Zającowa i jeszcze bezimienny Pan Wiewiór- może macie jakieś pomysły na imię dla tego kawalera?
są też ptaszki wiszące i doniczkowe oraz łoś
\
i na koniec zdrowotne podusie z wsypem z łuski gryczanej niepozbawione uroku :)
sobota, 15 grudnia 2012
Deszczowy poranek, cynamon i Klara
Tak powstawały myłkusowe koty- bo ten wpis należy do mnie, czyli do Myłkusa, czyli córki Egretty, czyli... no właśnie- do kogo?
Troszkę o sobie, bo ci, którzy śledzili wcześniejszy blog mojej mamy wiedzą kim ona jest, ale ni stąd ni zowąd pojawiłam się ja, o której nie wie nikt nic... więc: jestem córką od 23.lat- początków nie pamiętam, ale potem było całkiem nieźle :) w zasadzie moi rodzice- Egretta i jej wspaniały mąż- mimo niełatwego startu zapewnili mi i bratu (bo równie długo jestem siostrą), beztroskie dzieciństwo. Dalej- jestem żoną, z już całkiem niezłym, bo pięcioletnim stażem, a także najszczęśliwszą na świecie matką, z krótkim, półrocznym doświadczeniem. I w końcu jestem Myłkusem, bo tak określił mnie mój mąż, a dlaczego? To już będą wiedzieć wszyscy miłośnicy przyrody...:)
Zamieszczam w takim razie myłkusowe koty przy herbatce z cynamonem, pięknych dźwiękach muzyki Klary i gaworzenia małego "Pysia".
a na koniec link do wspomnianej inspirującej muzyki: http://www.youtube.com/watch?v=iWuh2B_3g7I
Troszkę o sobie, bo ci, którzy śledzili wcześniejszy blog mojej mamy wiedzą kim ona jest, ale ni stąd ni zowąd pojawiłam się ja, o której nie wie nikt nic... więc: jestem córką od 23.lat- początków nie pamiętam, ale potem było całkiem nieźle :) w zasadzie moi rodzice- Egretta i jej wspaniały mąż- mimo niełatwego startu zapewnili mi i bratu (bo równie długo jestem siostrą), beztroskie dzieciństwo. Dalej- jestem żoną, z już całkiem niezłym, bo pięcioletnim stażem, a także najszczęśliwszą na świecie matką, z krótkim, półrocznym doświadczeniem. I w końcu jestem Myłkusem, bo tak określił mnie mój mąż, a dlaczego? To już będą wiedzieć wszyscy miłośnicy przyrody...:)
Zamieszczam w takim razie myłkusowe koty przy herbatce z cynamonem, pięknych dźwiękach muzyki Klary i gaworzenia małego "Pysia".
a na koniec link do wspomnianej inspirującej muzyki: http://www.youtube.com/watch?v=iWuh2B_3g7I
wtorek, 11 grudnia 2012
Startujemy...tworzymy :)
Witam wszystkich
moich „starych” [ czyli tych, którzy podążyli za mną z nieco zaniedbanego bloga
przyrodniczego (egretta-alba.blog.onet.pl)] oraz nowych, ( którzy odnaleźli
mnie dopiero tutaj) obserwatorów i podczytywaczy .
Mam
wielką tremę ponieważ dotąd opisywałam i
pokazywałam niemal wyłącznie piękno otaczającego mnie świata a teraz
chcę
pokazać nieudolne poczynania rękodzielnicze nieco chaotycznej i
niecierpliwej
bałaganiary z nieuczesaną duszą i słomianym zapałem, czyli moje własne i
całkiem odmiennej charakterologicznie ( z wyjatkiem skłonności do
bałaganiarstwa ;) mojej córki Sary :) Nasze wytworki w
większości zainspirowane i podpatrzone u bardzo uzdolnionych,
wspaniałych
kobiet od lat prowadzących blogi rękodzielnicze i wnętrzarskie, zapewne
im nie dorównują, ale cieszą. bo wykonane własnoręcznie :)
Linki do tych blogów
zapewne wkrótce znajdą się u nas a tymczasem bardzo im wszystkim dziękujemy za
to, że zarażają wirusem tworzenia drobnych , pięknych rzeczy , które wnoszą
nieco koloru i radości w często smutną, szarą rzeczywistość .
Niestety nie
wszystko co stworzyłyśmy możemy pokazać, bo większość powędrowała, najczęściej
w postaci drobnych upominków, do różnych
znajomych i rodziny, oczywiście nie zostając uwieczniona na zdjęciach.
To co
zostało pokazujemy i śpieszymy tworzyć „nowości” a Wy tymczasem
rozgośćcie się i jeśli uznacie, że dobrze się u nas czujecie, zostańcie
na dłużej.
Len wykorzystany na podusie i zawieszkę na toaletę ma wiele lat , wyrósł w gospodarstwie, które zakupiliśmy dwa lata temu i został utkany przez babcię poprzednich właścicieli na starych krosnach, które do dziś, rozłożone na czynniki pierwsze leżą w starej szopce. Grafiki z Graphics Fairy i Malowanego Kokonu wykonane oczywiście metodą Nitro :)
Łoś, nasz rodzinnie ulubiony zwierzak i kolorowy konik to wytworki Myłkusa ( czyli Sary) .
Moja pierwsza Tilda, królik Hieronim :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)